Tydzień Wychowania

 

Wpis Czystość

Wpis Czy wyrzekacie się?

Wpis Kościół musi zostać na nowo rozbudzony w duszach

Nie jest rzeczą oczywistą, że następne pokolenie również będzie tworzyło Kościół. Musi on zostać na nowo rozbudzony w duszach, musi się w nich budować od nowa. Dlatego pytanie, w jaki sposób to się dzieje, jest w najwyższym stopniu naglące, zwłaszcza że najnowsze statystyki pokazują, do jakiego stopnia Kościołowi grozi wykrwawienie, jak realne jest niebezpieczeństwo, że nie będzie on już przestrzenią spotkania różnych pokoleń i wspólnego uczenia się tego co najważniejsze.

Jak zatem rodzi się Kościół – kiedyś i dzisiaj? Po pierwsze, uczniowie udają się do „sali na górze” – jak pisze św. Łukasz – czyli gromadzą się tam, gdzie Pan świętował Ostatnią Wieczerzę. Można by się spodziewać czegoś innego – oczekiwać, że zapytają: „Co mamy robić?”. Pan odszedł, nie pozostawił po sobie nic konkretnego poza obietnicą, że przyjdzie Duch Święty, a oni będą Jego świadkami. Mogliby na przykład powiedzieć: „Przecież nie widać, żeby cokolwiek się wydarzyło”. Albo mogliby postanowić: zbierzmy się razem i przedyskutujmy to, w jaki sposób można utworzyć Kościół. A potem go ustanówmy. Nic takiego się nie dzieje. Idą do Wieczernika, w którym Pan podarował im samego siebie, gromadzą się tam, aby stanowić jedno i aby prosić o Boży dar – o Ducha Świętego. Wiążą się z tym dwie sprawy. Po pierwsze, najwyraźniej są przekonani, że nie mogą po prostu sami powiedzieć: „Utwórzmy Kościół, bo trzeba w koń-
cu ruszyć z miejsca”. Są przekonani, że nie da się arbitralnie utworzyć trwałej, fundamentalnej wspólnoty ani ustanowić jej na mocy własnej decyzji, ale musi się ona rozwijać w sposób organiczny, gdyż jest to żywa rzeczywistość, wykraczająca poza naszą własną sprawczość.

Po drugie, uznając granicę swojego działania, wierzą, że słowa Pana były prawdziwe, że ześle On im swojego Ducha i utworzy żywą wspólnotę. Stosując te zasady do naszego życia, musimy
na nowo nauczyć się, że nie wszystko możemy wykonać sami, musimy ponownie uwierzyć, że Pan rzeczywiście jest obecny i działa w naszym świecie. U początku Kościoła stoi zawsze
akt wiary. Jeśli nam jej zabraknie, jeśli nie ma w nas odwagi wiary w Jezusa i Jego żywą moc w świecie, wtedy wszystko inne okazuje się niewystarczające. Może wówczas powstać tylko
nasz Kościół, będący naszym własnym dziełem, i każdy będzie mógł słusznie wytknąć jakiś feler w tym, co wymyślił ktoś inny. Ważne, żeby Kościół nie był nasz, tylko Chrystusowy. Tylko
Jego Kościół, którego nie stworzyliśmy my sami, który pochodzi od Niego i który przerasta nasze pomysły, może przetrwać. Potrzeba nam pokory i wiary, aby się na Niego otworzyć.
Po drugie, ci, którzy zgromadzili się w Wieczerniku, modlą się. W tym miejscu znowu wychodzą na jaw dwie sprawy. Aby powstał Kościół, konieczne jest zgromadzenie, i to zgromadzenie wokół Pana eucharystycznego.

Dlatego tak istotna jest niedziela, kiedy zbieramy się w jednym pomieszczeniu, w którym Pan świętuje wraz z nami. Może to wymagać poświęcenia – gdy jest piękna pogoda, gdy wolałoby się wybrać na wycieczkę lub zająć się swoimi sprawami. (…) Wspólnota wiary, która podtrzymuje nas wszystkich, powstaje tylko wówczas, gdy jesteśmy gotowi – nie bójmy się tych słów – ponieść tę ofiarę, aby się spotkać, aby pozwolić Panu, by gromadził nas w jedno. Bez tego niedzielnego rytuału nie da się założyć Kościoła. To jest gleba, na której wyrasta Kościół. I zawsze powstaje on na nowo, gdy do tego spotkania i zebrania w jedno, do tego zgromadzenia wszystkich pokoleń wokół Pana przywiązujemy na tyle dużą wagę, że poświęcamy swój czas i wkładamy swój wysiłek, aby w nim uczestniczyć.

Uczniowie, gromadząc się, nie dyskutują na temat ustroju Kościoła. Dyskusja jest co prawda ważna, ale ma swoje granice. Nie może stworzyć wspólnoty. Dyskusja może pomóc w lepszej jej organizacji, ale ta musi wpierw zaistnieć. I dlatego u początku Kościoła nie stoi debata nad jego ustrojem, ale zgromadzenie wokół Pana w jednomyślnej modlitwie. Modlitwa zaś ma wieloraką postać. Modlitwą jest wspólne mówienie do Boga, ale również słuchanie Jego słowa, kiedy pozwalamy, by Bóg mówił do nas i by Jego słowo przenikało nas i przemieniało. Modlitwą jest także trwanie w ciszy, milczenie, kiedy pozwalamy słowu Boga działać w nas. Modlitwą jest wreszcie uwielbienie w odpowiedzi na słowo, śpiew i oddawanie Bogu chwały (…) Wszystko to jest modlitwą. Na każdy z tych sposobów przyzywamy obecności Bożej. Każda z tych form zbliża nas nawzajem do siebie. Wspólne milczenie, wspólne słuchanie, wspólne wołanie do Boga i wspólne wielbienie Go wytwarza wewnętrzną jedność, bycie ze sobą w tym, co istotne, nieosiągalne przez żadne rozmowy.

Modlitwa jest niezastąpiona. Można by to podsumować w ten sposób: uczniowie gromadzili się, aby świętować wraz z Panem Jego obecność i przyzywać Jego miłosierdzia. I dopiero wtedy mogła powstać wspólnota rozciągająca się również na dni powszednie. Dlatego bardzo słusznie Kościół traktuje niedzielę nie jako ostatni, ale jako pierwszy dzień tygodnia. Nie jest to czas wolny, który przysługuje nam po pracy, ale wspólne świętowanie, które stanowi podstawę wszystkich innych działań. (…)

Na koniec czwarta uwaga: święty Łukasz podaje, że liczba uczniów wynosiła około stu dwudziestu, ale wśród nich wyróżnia dwie grupy. Widocznie są one kluczowe dla struktury, ładu i możliwości zaistnienia tej wspólnoty. Chodzi po pierwsze o dwunastu apostołów, których wymienia po imieniu, a po drugie o Maryję, Matkę Pana, oraz ziemskich krewnych Jezusa. Są tam
więc przedstawiciele nowej rodziny – dwanaście to liczba Ludu Bożego – przedstawiciele tej nowej, wielkiej rodziny, którą Pan chce sobie utworzyć z całej ludzkości, a zarazem są tam krewni, będący ucieleśnieniem Jego ziemskich, ludzkich korzeni. Obie te grupy stanowią jedność, która jest konieczna, aby istniał Kościół. (…)

Potrzebne nam jest uczestnictwo w wielkiej wspólnocie Jezusa Chrystusa, której filarami są apostołowie i ich następcy. Z drugiej strony potrzebne jest zakorzenienie w tym, co ziemskie (…) Wielki Kościół, obejmujący wszystkie miejsca i wszystkie czasy, musi się wiązać z tym, co konkretne i bliskie. Tylko wtedy, gdy oba te wymiary wzajemnie się przenikają, rozwija się Kościół w pełnym tego słowa znaczeniu. Chcemy więc prosić Pana, by także w naszych czasach na nowo w ten sposób budził Kościół; abyśmy mieli odwagę wiary; abyśmy nie budowali naszego Kościoła, tylko przyjęli w darze Jego Kościół; abyśmy odważyli się ofiarować Panu Eucharystycznemu naszą pokorę, cierpliwość i czas zgromadzenia; abyśmy w modlitwie i uwielbieniu odnaleźli wspólnotę, podtrzymującą nas również w naszej codzienności i aby w ten sposób to, co dalekie, połączyło się z tym, co bliskie, a niebo złączyło się z ziemią. (…)

Również wspólnota polityczna nie może istnieć, jeśli nie jest oparta na wspólnych, konstytutywnych wartościach, uznawanych przez wszystkich, które są wiążące dla wszystkich, do których wszyscy się odwołują i które wszyscy staramy się realizować. Nie może ona przetrwać, jeśli nie ma w sobie korzeni sięgających głębiej niż nasza codzienność. Dlatego w przysłowiu „Kościół musi pozostać we wsi” kryje się głęboko ludzka mądrość. Warunkiem istnienia wspólnoty politycznej jest żywe poczucie sprawiedliwości, dążenie do zgody, tolerancja, zdolność do kompromisu i uczciwych relacji. Sprawiedliwość zaś nie może istnieć, jeśli nie ma sprawiedliwych ludzi. I znowu: korzenie, z których czerpiemy siłę do bycia sprawiedliwymi, sięgają głębiej niż nasze myśli i czyny, do prawa i prawdy, które w stworzeniu zaszczepił sam Stwórca.

Znacie wszyscy poruszającą historię Abrahama, z którym Bóg pertraktuje na temat ocalenia Sodomy i który uzyskuje od Boga obietnicę: jeśli znajdzie się dziesięciu sprawiedliwych (…).
Każda społeczność zawdzięcza swoje istnienie dziesięciu sprawiedliwym, którzy do niej należą i którzy dodają swoim współobywatelom odwagi i siły do życia w sprawiedliwości, we wzajemnym zrozumieniu, a przez to uczą się miłości. Im więcej będzie sprawiedliwych, tym bardziej żywotne i pomyślne będą więzi spajające daną wspólnotę.

– Joseph Ratzinger, „Głód Boga. Kazania z Pentling”, Kraków 2016, s. 29-41.

Wpis Maryja wzorem posłannictwa świeckich

Wraz z darem życia każdy z nas otrzymał od Boga powołanie do bycia apostołem. Czym zatem jest apostolstwo? Odpowiedź znajdziemy w postawie i życiu Maryi i w akcie Zwiastowania: apostolstwo jest „posłannictwem z góry, zadaniem, które nie wypływa z inicjatywy człowieka, lecz jest dane przez interwencję Boga samego”. Dlatego każde apostolstwo, także świeckich, musi brać swój początek z „tak” powiedzianego Bogu, które łączy się z fiat Maryi. – ks. M. Juritsch SAC

1. Dokument synodalny Instrumentum Laboris pt.: Powołanie i posłannictwo ludzi świeckich w Kościele (por. 26;45) przedstawia Maryję jako wzór wiary i Matkę życia wewnętrznego. Wydaje się jednak, że sformułowania ogólne tekstu nie podkreślają wystarczająco jasno aspektu maryjnego w powołaniu i posłannictwie ludzi świeckich. Jeżeli weźmiemy pod uwagę apostolstwo Maryi w historii zbawienia, charakter maryjny każdego apostolstwa, a szczególnie apostolstwa świeckich, nabiera jeszcze większego znaczenia.

Ten maryjny charakter posłannictwa świeckich został wyrażony już w najstarszych wezwaniach Litanii Loretańskiej: „Maryja, Królowa Apostołów”.

Maryja jest „pierwszą świecką”, gdyż już w momencie Zwiastowania otrzymuje posłannictwo rozciągające się na całą historię zbawienia. Jej „tak” nie jest wydarzeniem prywatnym, lecz dotyczy całej ludzkości. Wśród zwyczajnych ludzi, Maryja spełniła jeden z najbardziej decydujących aktów w całej historii zbawienia.

Już w samym akcie Zwiastowania ukazuje się jasno, czym jest apostolstwo: posłannictwem z góry, zadaniem, które nie wypływa z inicjatywy człowieka, lecz jest dane przez interwencję Boga samego. Dlatego pomijając posłannictwo samego Jezusa Chrystusa, każde apostolskie posłannictwo otrzymuje w postawie Maryi w chwili Zwiastowania swój charakter i specyfikę. Także posłannictwo wiernych świeckich musi brać swój początek z „tak”, które podobne jest do „tak” Maryi.

2. Rozważamy inny aspekt. Maryja jest całkowicie otwarta na Ducha Świętego tak, jak kiedykolwiek mogło to być udziałem człowieka. Jest Ona tą, która zniszczyła wszelkie bariery człowieka w stosunku do Boga; jest w całej pełni otwarta, całkowicie do dyspozycji Boga. Dlatego przez Nią dokonało się wejście Boga w nasz ludzki świat; przez działanie Ducha Świętego Syn Boży stał się człowiekiem, narodził się z Maryi.

W ten sposób postawa Maryi wobec Boga i Jezusa Chrystusa staje się wzorem i pomocą dla każdego człowieka wierzącego. W tym przypadku jednak słowo „wzór” jest niewystarczające, aby wyrazić sposób oraz głębię wpływu, jaki wywiera Maryja na ludzi wierzących. Nie chodzi tutaj o wpływ powierzchowny, czysto zewnętrzny. Duch Święty ukształtował Ją w pełnym tego słowa znaczeniu, tzn. ukształtował Ją w sposób nadprzyrodzony. Maryja jest i pozostanie żywym dziełem Ducha Świętego. Posługuje się On Maryją w dalszym ciągu, sprawiając, że inni czują się przez Nią przyciągani. Wzór Najświętszej Dziewicy nie jest niczym innym, jak tylko dziełem Ducha Świętego, który przez Nią upodabnia serca ludzi do Chrystusa i pragnie przekształcić je w Chrystusa.

3. Istnieje ścisły związek między momentem Zwiastowania a obecnością Maryi podczas Zesłania Ducha Świętego. Maryja otrzymuje razem z Apostołami dar Ducha Świętego. Pozostaje wprawdzie włączona całkowicie we wspólnotę wieczernikową, ale równocześnie jest jej sercem, ponieważ otwiera się w sposób nieograniczony na działanie Ducha Świętego. Dzieje Apostolskie mówią niewiele o obecności Maryi we wspólnocie uczniów, ale refleksja teologiczna ożywiona wiarą odkrywa pomimo to Jej pierwszorzędną rolę.

Karl Rahner nie obawia się wskazać na Maryję jako na „centrum” wspólnoty wieczernikowej. „Punktem centralnym”, nie posiadając „urzędu”, może być tylko Maryja, gdyż w porównaniu ze wszystkimi Apostołami jest Ona najgłębiej zjednoczona z Jezusem Chrystusem i Duchem Świętym. Stąd wypływa także Jej szczególne miejsce w Kościele.

4. Tak więc Maryja, będąc Tą, która otrzymuje, staje się wielką dawczynią i otrzymuje swe szczególne posłannictwo dla Kościoła i w Kościele. Z całą słusznością więc określamy Jej działanie jako posłannictwo apostolskie. Jest Ona Królową Apostołów, ponieważ jest pierwszą i przewyższającą wszystkich godnością, zjednoczona w sposób niepowtarzalny ze Zbawicielem, uczestniczyła w Jego dziele zbawienia, włączając się w nie całkowicie; i ponieważ z tego względu stała się prawzorem, prototypem wszystkich innych apostołów poza Jezusem Chrystusem; jest Królową Apostołów i wszelkiego apostolstwa, ponieważ jest Opiekunką, Strażniczką, Matką i Mistrzynią wszystkich tych, którzy pragną się poświecić na służbę apostolską Najświętszego Kapłana.

Z tego względu rozumiemy, dlaczego Kościół nieustannie poleca swe apostolskie dzieła i wszelkie troski Matce Pana oraz dlaczego łączność z Nią odkrywa jako żywe źródło gorliwości i działalności apostolskiej.

5. Maryja ukazuje się dla wszystkich chrześcijan jako wzór żywego zjednoczenia z Chrystusem, który jest źródłem i początkiem wszelkiego apostolstwa. Jej posłannictwo zawiera także obraz jedności apostolstwa duchownych i ludzi świeckich. Maryja nie należy do „kleru”, gdyż nie jest kapłanem w sensie ministerialnym, ale także nie można Jej zaliczyć tak po prostu do „ludzi świeckich”. Zajmuje bowiem wśród zbawionych miejsce uprzywilejowane. Jej zadanie można określić w pewnym sensie jako „urząd”, jeśli rozumie się przez to Jej rolę w historii zbawienia.

Lecz ta niepowtarzalność posłannictwa Maryi jest doskonałym obrazem jedności, w tym posłannictwie łączy się w jedno apostolstwo wszystkich chrześcijan. Maryja jest w pewnym sensie żywym protestem przeciwko wszelkiej formie przesadnego klerykalizmu z jednej strony, a z drugiej przeciwko mocno występującym przejawom laikalizmu. W apostolstwie Maryi jednoczą się wszystkie formy współpracy w apostolstwie Kościoła, które ze swej natury jest służbą, naśladowaniem życia Jezusa Chrystusa i Jego działania, służącego jako doskonały wzór.

6. Ponadto, życie Maryi jest doskonałym przykładem dla realizacji posłannictwa ludzi świeckich w Kościele i w świecie. Jej praca i milczenie, Jej akceptacja zasad życia religijnego swego narodu, codzienna praca w Nazarecie, Jej usunięcie się z publicznej działalności Jezusa, trwanie pod Krzyżem, postawa i zaangażowanie we wspólnocie wieczernikowej pozostają wskazówkami dla apostołów świeckich.

Przede wszystkim jednak sposób, w jaki Maryja urzeczywistniała swe posłannictwo, ukazuje każdemu wiernemu świeckiemu drogi apostolskiego działania, realizowanego bez posiadania urzędu kapłańskiego. Za przykładem Maryi apostołem jest ten, kto we właściwy sobie sposób angażuje się w dzieło rozszerzania Królestwa Bożego oraz działa w świecie jako misjonarz. Maryja urzeczywistniała to poprzez swe gorące pragnienie i miłość, które przyspieszyły przyjście Zbawiciela. Poza tym prosiła o Ducha Świętego dla uczniów, z którego zstąpieniem rozpoczęło się dzieło wszelkiego apostolstwa. W końcu przez swą modlitwę umacniała wiarę uczniów i przyczyniała się do owocności ich wysiłków podejmowanych dla głoszenia Ewangelii. W ten sam sposób umacnia i podtrzymuje także dzisiaj każdą działalność apostolską.

Z tej racji Maryja powinna być wyraźniej ukazana jako wzór apostolskiego działania chrześcijan.

– źródło: Maryjni.pl

Wpis Prof. Jan Duda o małżeństwie

Żenić się trzeba wtedy, kiedy się znajdzie właściwą osobę. To jest najtrudniejsze. Wbrew pozorom, człowiek tak naprawdę nie ma wyboru, musi się zdać na Opatrzność. Absolutnie nie ma tu żadnego determinizmu. Trzeba spotkać kogoś, ten ktoś musi się otworzyć, trzeba zobaczyć w tym kimś człowieka. Trzeba rozpoznać, czy ma się coś takiego, co ja nazywam „synchronizmem dusz” czyli taką bardzo rozległą płaszczyznę duchowości, która, żeby się dobrze się razem żyło, „musi istnieć”. Wspólna duchowość. Dla nas oczywistym elementem tej duchowości była głęboka religijność, którą ja odkryłem u Jasi, Jasia u mnie po kilku pierwszych spotkaniach. (…)

Dzięki temu, że byliśmy wierzący jechaliśmy z dużym optymizmem. Nie mieliśmy mieszkania, mieliśmy tylko dziecko. Do tego nie przyznali nam hotelu asystenckiego. Żartowaliśmy, że rozbijemy namiot i zamieszkamy na Plantach. Chwilę pomieszkamy, rektor się zlituje i da nam mieszkanie. Kiedy jednak przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że już mamy zarezerwowany pokój.

Szczęście osiąga się przez to, że człowiek ma jakiś cel, realizuje wspólne cele, że po prostu życie ma jakiś sens. Natomiast to małe szczęście osiąga się przez postęp i nadzieję. Że jest postęp, czyli najpierw mieliśmy piętrowe łóżko w hotelu, potem mieliśmy hotel, w którym już było łóżko normalne i łazienka. Wózek, łóżeczko odkupiliśmy od znajomych, bo nie stać nas było na nowe, zresztą wtedy to było powszechne. Nie było tak, żeby kupić, co się chce. Najważniejsze było to podejście, że ja sobie poradzę. Wiadomo, że jak nie tu to tam, gdzieś pójdę, coś załatwię i będzie. I jeszcze to, że potrafiliśmy się cieszyć, że coś się udało, że jest lepiej i że jest nadzieja, bo nadzieja trzyma. To, że mieliśmy 9 m2 nie było problemem, bo była nadzieja, że będziemy mieli mieszkanie. Czekaliśmy w tej tak zwanej „kolejce”, wpłaciliśmy oczywiście swój wkład mieszkaniowy. W naszym przypadku czekaliśmy 10 lat. Inni, którzy działali politycznie, gdzieś tam bokiem dostali za trzy, ale my czekaliśmy spokojnie i… dobrze było. Mieliśmy taką zasadę, że my się po prostu nie sprzedamy. Posiedzimy sobie w tym akademiku spokojnie, byle tylko szło do przodu. (…)

Małżeństwo to jest szansa na sensowny trud. Dla mnie osobiście, to była najważniejsza sprawa. Moja decyzja wynikała między innymi stąd, że mój trud będzie sensowny. Sensowny przez to, że zawsze jest trudem dla kogoś, co najmniej dla nas dwojga, jeśli będą dzieci, to więcej. Wydaje mi się, że jedną z przyczyn kryzysów w małżeństwie jest to, że małżonkowie nie zdają sobie sprawy z tego, że w małżeństwie będzie trud. (…)

Myślę, że my musimy poprzez media, poprzez nasz indywidualny przekaz mówić ludziom: nie bójcie się mieć dzieci, nie odkładajcie tego na potem, bo naprawdę nie warto. Życie jest jedno i właściwie nie ma takiego jednego momentu, w którym można by było powiedzieć: teraz jest idealnie, więc dziecko. Nie ma czegoś takiego. Zawsze coś przeszkadza. Trzeba wierzyć w to, że jeśli człowiek jest otwarty na życie, to, tak jak się mówi: Pan Bóg „daje dzieci – daje i na dzieci”. Żeby nie pomyślano, że jestem jakimś ciemnogrodem, to powiem to naukowo. Potrzeba podjęcia zobowiązania mobilizuje człowieka do aktywności, do pracy. Jeśli mam obowiązki, to więcej daję z siebie, kiedy wiem, że jestem odpowiedzialny za dziecko. Można nie wierzyć, ale nie ma większej radości niż obserwowanie dziecka, jego rozwoju, jego przywiązania do ludzi, tego zaufania, jakie ten młody człowiek ma do swoich rodziców i nie tylko.

– Jan Duda (źródło: „Raport Jasnogórski 2016”, Warszawa 2018, s. 180-198)

Wpis Tożsamość dziecka Bożego

Dziecko może nie rozumieć ojca, wystarczy, że mu zaufa. Światu brakuje zaufania – zbyt wiele zadawanych ran, zbyt wiele zdrady. I tym bardziej módl się. I jeśli ty nie rozumiesz, to niech ktoś inny modli się za ciebie, o ciebie tak długo, aż spłynie na ciebie łaska. Ojciec Święty wzywa do modlitwy za… za kogoś, za tych wszystkich, dla których pojęcie ojca nie istnieje lub straszy, za cały świat. Tak się wydaje, jakby Jan Paweł II chciał ten świat zanurzyć w modlitwie, osłonić świat płaszczem modlitwy!

Co więcej, Ojciec Święty pisze wyraźnie: „W modlitwie i przez modlitwę człowiek odkrywa w sposób najprostszy i najgłębszy zarazem, właściwą sobie podmiotowość, ludzkie «ja» potwierdza się jako podmiot najłatwiej wówczas, gdy jest zwrócone do Boskiego «Ty»” (str. 8). To wołanie o modlitwę jest szczególnym zobowiązaniem ludzi wierzących – katolików; jeżeli ty wierzysz, że jest Bóg, to daj temu wyraz, daj świadectwo wiary. Wezwanie do modlitwy osobistej i modlitwy w rodzinie.

Z tą modlitwą w rodzinie także bywa różnie; póki dzieci małe, to się modlą z rodzicami, albo częściej z matką – duże jakby się wstydzą modlić razem, a i rodzicom też trudno jest z dorastającymi dziećmi odnaleźć tę wspólnotę w rozmowie z Bogiem. Co przeszkadza ojcu modlić się z dziećmi i wobec dzieci? Sami nie wiedzą co, nieraz właśnie tak mówią: „Tak jakoś przestaliśmy się modlić”.

Ale jeżeli uda się tych wszystkich, co są w domu razem, zebrać i namówić na wspólną modlitwę, wszystko się zmienia – wzrasta miłość. Ale nieraz trudno jest przełamać te, nie wiadomo skąd pochodzące, opory. Zmęczenie, pośpiech, jakiś wstyd fałszywy, może też jakaś nieśmiałość i wreszcie pycha! Człowiek współczesny ma wiele oporów do pokonania, żeby mógł tak zwyczajnie uklęknąć wobec swoich dzieci i razem z nimi mówić „Ojcze nasz”, jeszcze prędzej sam gdzieś w kącie, ale tak na oczach dzieci, dorosłego już może syna?

A właśnie chodzi o to, o ten gest, o to zgięcie kolan przed Bogiem, o to świadectwo, że wierzysz. A przecież każdy wierzący wielokrotnie powtarzał już to „Ojcze nasz”, każdy wiele razy, a Ojciec Święty chce, żeby to samo powiedzieć, ale inaczej, zupełnie inaczej – w prawdzie! To znaczy, żeby nie tylko wyrecytować, ale według tego żyć, to zrealizować, bo ta Chrystusowa modlitwa jest ogromnym wymaganiem, jest niby prośbą, ale zarazem jest wezwaniem do innego życia, jest zobowiązaniem – przecież ta prosta modlitwa każe zmienić cały sposób życia, jeżeli ma być w prawdzie! Każde słowo powinno stać się tematem kontemplacji, najgłębszego rozmyślania po to, ażeby mogło zostać zrealizowane i gdyby tak – gdyby ten Rok Rodziny choć to jedno przyniósł, żeby ludzie wypełniali to zobowiązanie – ileż by się zmieniło na tym świecie!

Nie wiem, ilu jest katolików na świecie i ile rodzin katolickich, ale gdyby istotnie wszystkie te osoby choćby tylko przez ten rok tak się modliły o siebie i za siebie, i o innych i za innych – to taka fala modlitwy musiałaby zmienić losy świata! Tylko że człowiek przełomu wieków nie chce się tak modlić! Odrzuca prawdę, bo jest mu za trudna, a człowiek jest za wygodny, nie chce trudu. Ale może ten następny – ten człowiek XXI wieku odnajdzie swoją właściwą tożsamość dziecka Bożego i może podniesie głowę wyżej i zobaczy, że jest niebo i że nie jest puste, i odnajdzie radość bycia dzieckiem ukochanym przez Boga – Ojca, może…

– Wanda Półtawska, „By rodzina była Bogiem silna…”, Częstochowa 2003.

Wpis Prawdziwa miłość

Kresem każdej ludzkiej miłości jest spełnianie woli Bożej. Nawet najbardziej niepoważne osoby mówią o miłości w kategoriach wieczności. Miłość jest ponadczasowa.

Kiedy rozwija się prawdziwa miłość, najpierw dwie miłości zwrócone do siebie starają się posiąść siebie nawzajem. Kiedy miłość robi postępy, dwie miłości zamiast szukać siebie nawzajem, szukają obiektu poza nimi obiema. Obie rozwijają pragnienie jedności poza nimi: Boga. Oto dlaczego kiedy dojrzewa czysta, chrześcijańska miłość, mąż i małżonka z biegiem czasu stają się coraz bardziej religijni. Najpierw szczęście polega na spełnianiu woli tego drugiego, później na spełnianiu woli Boga. Prawdziwa miłość jest aktem religijnym. Jeśli kocham cię tak, jak Bóg pragnie, żebym cię kochał, to jest to najwyższym wyrazem miłości. (…)

Miłość nie ma innego przeznaczenia niż posłuszeństwo Chrystusowi. Nasza wola istnieje tylko po to, byśmy ją oddawali. (…) Wszelka doskonała miłość musi na koniec dojść do wołania: „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie, Panie!”.

– Abp Fulton J. Sheen, „Maryja. Pierwsza miłość świata”, tłum. D. Krupińska, Kraków 2018, s. 222n.

Wpis Pustynia

W świętym czasie Wielkiego Postu Kościół raz jeszcze wyrusza w drogę, która prowadzi do dnia Paschy. Idąc za Jezusem i stąpając Jego śladami, wzywa nas, byśmy wraz z Nim przeszli przez pustynię. Historia zbawienia nadała pustyni głęboki sens religijny. Naród wybrany, prowadzony przez Mojżesza, a później kierowany przez innych proroków, doświadczył na pustyni, pośród wielu niedostatków i cierpień, wiernej obecności Boga i Jego miłosierdzia. Żywił się chlebem spadającym z nieba i pił wodę wytryskującą ze skały. Tam dojrzała wiara Ludu Bożego i nadzieja na przyjście Mesjasza-Odkupiciela. Na pustyni głosił także swoje orędzie Jan Chrzciciel, a rzesze podążały do niego, aby w wodach Jordanu przyjąć chrzest pokuty.

Pustynia stała się miejscem nawrócenia i przyjęcia Tego, który przychodzi, aby zwyciężyć smutek i śmierć, będące skutkami grzechu. Jezus, Mesjasz ubogich, których napełnia dobrami (por. Łk 1, 53), rozpoczął swą misję udając się na pustynię, aby tam doświadczyć głodu i pragnienia. Drodzy bracia i siostry, w tym czasie Wielkiego Postu zachęcam was do rozważenia słowa życia, które Chrystus pozostawił Kościołowi, aby oświetlało drogę wszystkich jego członków. Rozpoznajcie głos Jezusa, przemawiającego do was – zwłaszcza w okresie wielkopostnym – w Ewangelii, w liturgii, w pouczeniach waszych pasterzy. Słuchajcie głosu Jezusa, który zmęczony i spragniony mówi do Samarytanki przy studni Jakubowej: «Daj Mi pić!» (J 4, 2).

Wpatrujcie się w Jezusa przybitego do krzyża, konającego, gdy mówi ledwie dosłyszalnym głosem: «Pragnę» (J 19, 28). Dziś Chrystus ponawia to wezwanie i znów przeżywa mękę konania w naszych najuboższych braciach. Wzywając nas, byśmy w okresie Wielkiego Postu szli drogami miłości i nadziei, wytyczonymi przez Chrystusa, Kościół uświadamia nam, że życie chrześcijańskie prowadzi do oderwania się od zbędnych dóbr; pomaga nam zaakceptować ubóstwo, które wyzwala, usposabia nas do odkrywania obecności Boga i do coraz aktywniejszej solidarności wobec braci, z którymi tworzymy coraz szerszą wspólnotę. Wspomnijcie słowa Pańskie: «Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody» (Mt 10, 42). Całym sercem i z nadzieją rozważajcie też słowa: «Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, (…) bo byłem spragniony, a daliście Mi pić» (por, Mt 25, 34-35). (…)

– św. Jan Paweł II, 18 września 1992 r.

Wpis Wielki Post jest czasem prawdy

Wielki Post jest czasem prawdy. Zaiste, wezwany przez Kościół do modlitwy, pokuty i postu, do wewnętrznego i zewnętrznego ogołocenia z siebie, chrześcijanin staje przed Bogiem i uznaje się za tego, kim jest, odkrywa siebie na nowo.

„Pamiętaj, człowiecze, że prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Pamiętaj, człowiecze, że jesteś powołany do innych rzeczy, niż te dobra ziemskie i materialne, które mogą cię odwieść od tego, co istotne. Pamiętaj, człowiecze, o twym podstawowym powołaniu: pochodzisz od Boga i powracasz do Boga z perspektywą zmartwychwstania, które jest drogą wytyczoną przez Chrystusa. „Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za mną, ten nie może być moim uczniem” (Łk 14,27).

Czas głębokiej prawdy, który nawraca, przywraca nadzieję i – stawiając znów wszystko na swoim miejscu – uspokaja i sprawia, że rodzi się optymizm.

Czas, który każe rozmyślać o stosunkach z „Ojcem naszym”, przywraca ład, który powinien panować między braćmi i siostrami; jest to czas, który nas czyni współodpowiedzialnymi za siebie; wyzwala z egoizmów, małości, miernoty i pychy; jest to czas, który oświeca i pozwala nam lepiej zrozumieć, że — podobnie jak Chrystus – powinniśmy służyć. „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali” (J 13,34). Jest to czas prawdy, który, jak Dobrego Samarytanina, skłania, byśmy zatrzymali się na drodze, rozpoznali naszego brata i oddali, w codziennym dzieleniu się, nasz czas i nasze dobra na jego usługi. Dobrym Samarytaninem jest Kościół! Dobrym Samarytaninem jest każdy i każda z nas! Z powołania! Z obowiązku! Dobry Samarytanin żyje miłością.

Święty Paweł mówi: „Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo” (2 Kor 5,20). To jest nasza odpowiedzialność! Jesteśmy posłani do innych, do naszych braci. Odpowiedzmy wspaniałomyślnie na tę ufność, którą Chrystus w nas pokłada. Tak, Wielki Post jest czasem prawdy! Popatrzmy na siebie szczerze, uczciwie i z prostotą! Nasi bracia są tam, wśród ubogich, chorych, zepchniętych na margines, starych. Co uczyniliście z waszą miłością? Z waszą prawdą?

We wszystkich diecezjach i Kościołach z okazji Wielkiego Postu apeluje się do tej Prawdy, którą posiadacie i do Miłości, która jest jej dowodem.

Otwórzcie zatem wasze umysły, aby spojrzeć wokół siebie, i serca, by rozumieć i być życzliwym; otwórzcie dłonie, aby nieść pomoc. Potrzeby są ogromne, wiecie o tym. Dlatego zachęcam was, abyście z hojnością uczestniczyli w tym dzieleniu się. Zapewniam was o mej modlitwie, udzielając wam mojego Apostolskiego Błogosławieństwa.

– św. Jan Paweł II, Orędzie Ojca Świętego na Wielki Post 1981 r.

Wpis Czym jest wiara? – kard. R. Sarah

Wiara jest najpiękniejszym doświadczeniem Boga. Niezwykły przykład daje Abraham. Kiedy usłyszał wezwanie, ufnie ruszył w drogę. Jesteśmy synami Abrahama, naszego ojca w wierze, i należymy do rodu duchowych potomków ludu Wyjścia, kroczących przez pustynię. W ten sam sposób chrześcijanie są również dziećmi uczniów Jezusa, tych, którzy za Nim szli. Wiarę można zatem zdefiniować jako duchowe zdążanie, które prowadzi i którym kieruje jedynie głos Boga. Inaczej powiedziałbym, że wiara to przylgnięcie do słowa, uznawanego za przychodzące z bardziej daleka i z bardziej wysoka niż ja. Cała Biblia nieustannie rozwija ten opatrznościowy wątek.

Wiara jest również aktem, który stopniowo i definitywnie nas przemienia. Tak jak u Abrahama, gdy musiał zgodzić się na złożenie w ofierze swojego syna Izaaka, syna obietnicy, wiara jest aktem, który czyni nas radykalnie innymi. Po próbie, jaką było złożenie ofiary z syna, ani Abraham, ani Izaak już nie są tacy sami; Izaak nie jest już dla Abrahama tym samym synem. Został oddany i przywrócony Bogu, stał się znakiem innego synostwa. Również i Abraham żyje już nie tylko jako człowiek, który otrzymał dar od Boga: dar z jego syna Izaaka. Jest tym, który zgodził się na rezygnację z posiadania tego daru i na odzyskanie go jako duchowego dziedzictwa.

W rzeczywistości wiara zawsze jest drogą paschalną w poszukiwaniu woli Ojca, wzorem wierności Abrahama i jego posłuszeństwa aż po ołtarz ofiarny jego syna Izaaka. Święty Paweł definiuje wiarę jako posłuszeństwo Ojcu (Rz 1,5; 16,25). Musimy też jednak zrozumieć, że nasze posłuszeństwo może prowadzić na górę ofiary. Droga wiary jest więc w ten sposób drogą przyzwolenia człowieka na wolę Boga. Przykazania Ojca zawsze są kartą życia, która wymaga od nas przyzwolenia miłości. Wiara polega na chceniu tego, czego chce Bóg, na miłowaniu tego, co miłuje Bóg, nawet jeśli to nas prowadzi aż na krzyż.

Pokładamy naszą wiarę w Jezusie Chrystusie. Opieramy się na Nim, gdyż „nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala” (Hbr 12, 2). Przez Niego wypowiadamy „Amen” Bogu na chwałę (2 Kor 1, 20). Słowo Amen w języku hebrajskim odnosi się do elementu mocnego i godnego zaufania. To słowo wyraża więc odpowiedź wierności człowieka na wierność Boga w Jezusie Chrystusie. Możemy więc oprzeć się na Bogu jak na skale, z przekonaniem i pewnością, że nawet wisząc nad przepaścią, nie runie. W więzi wiary Bóg jest moją twierdzą, zamkiem warownym i skałą.

Zaufanie Bogu W życiu chrześcijanina pojawiają się niekiedy wątpliwości, ale zaufanie zawsze powraca. Najlepszym synonimem słowa „zaufanie” jest słowo „wiara”! Zaufanie to bowiem najpiękniejszy znak człowieka zwróconego ku Bogu. Jego słowo nie może mnie oszukać ani zawieść. Zaufanie chrześcijanina polega na całkowitym zawierzeniu się wiecznej wierności Chrystusa. Dzisiaj pewien nurt literatury jest nękany problemem przejrzystości; wydaje się, że wszystko musi być przejrzyste, żeby istniała szczerość. Ale prawdziwa przejrzystość to Chrystus. Zaufanie rodzi się z tego światła prawdy, które nigdy się nie wyczerpie. Może stać się tak, że okoliczności okażą się trudne, wichury sponiewierają nasze życie, burze zniszczą nasze ludzkie oparcia, a Jezus zawsze pozostaje z nami: „Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, gdy nadejdzie upał, bo zachowa zielone liście” (Jr 17, 7-8).

Święta Teresa z Avila w swoich rozważaniach napisała wspaniałe słowa o prawdziwym zaufaniu w ów absolut Syna Bożego: „Lękom i troskom przystępu nie daj: wszystko przechodzi – Bóg się nie zmienia. Przy wytrwałości zaznasz spełnienia. Kto posiadł Boga, na nic nie patrzy. On sam wystarczy”.

– Kard. Robert Sarah, Nicolas Diat, Bóg albo nic. Rozmowa o wierze, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 2016, s. 288-289.

ZOBACZ MATERIAŁY FORMACYJNE NA ROK 2018/2019

Polecane

Portal społecznościowo-informacyjny DEON.pl
Fronda.pl - portal poświęcony
Konferencja Episkopatu Polski
Miłujcie się! - katolicki dwumiesięcznik ewangelizacyjny
Rada Szkół Katolickich
Wiara.pl - portal ludzi otwartych
Don BOSCO - salezjańskie pismo dla rodziców, nauczycieli i wychowawców
Katecheta - pismo wychowawców katolickich
Młodzieżowa Agencja Informacyjna Maika

Kontakt

TYDZIEŃ WYCHOWANIA
Rada Szkół Katolickich
Skwer Kard. Wyszyńskiego 6
01-015 Warszawa

e-mail: [email protected]
tel: (22) 530-49-07